czwartek, 8 lutego 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 69


Wesołych świąt



***Angelica***
- Dzień dobry - usłyszałam głos tuż obok swojego ucha. 

Uśmiechnęłam się leniwie i obróciłam w stronę chłopaka.

- Dzień dobry - odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.

- Jak się spało? - spytał i choć na niego nie patrzyłam, wiedziałam, że się szczerzył jak głupi do sera.

Zignorowałam potrzebę wywrócenia oczami.

- Czy my w ogóle spaliśmy? - Przygryzłam wargę i ściągnęłam brwi, udając zamyślenie.

- Może z godzinkę - zaśmiał się Liam.

Położyłam dłonie na jego nagiej klatce piersiowej i przesunęłam wzrokiem wzdłuż, aż nasze spojrzenia się spotkały. Liam bawił się moimi włosami rozrzuconymi po poduszce.

- To była dobra godzina. - Uśmiechnęłam się z satysfakcją i ponownie przygryzłam wargę. 

- Jeszcze nigdy tak dobrze nie spałem - przyznał, stykając nasze czoła, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Drugi raz w ciągu dwudziestu czterech godzin niemal popłakałam się ze szczęścia, że mogłam poczuć to cholernie przyjemne doznanie, jakimi były motyle w brzuchu. Nigdy bym nie pomyślała, że emocje były tak nieziemsko rozkoszne.

Złączyłam nasze usta w zachłannym pocałunku. Liam przyciągnął mnie do siebie bliżej, ale to ciągle było za daleko i nim się obejrzałam, już znajdowałam się na nim. Jego ręce gładziły moje plecy, jego dotyk był niczym narkotyk. Całowałam go po szyi, po ramionach, po piersi zupełnie pogrążona w potęgowaniu doznań.

- Liam, mógłbyś pożyczyć mi ładowarkę, bo ja właśnie popsułem kabel i... - Niall nagle urwał osłupiały, wpatrując się w naszą dwójkę. - O mój Boże.

W wampirzym tempie zeskoczyłam z Liama i okryłam się szczelnie kołdrą. Usiadłam wygodnie na łóżku i poprawiłam włosy.

- Cześć, Niall. - Uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic i zatrzepotałam niewinnie rzęsami.

Blondyn wydukał coś podobnego do połączenia wyrazów "cześć" i "dzień dobry": czedobry.

- Ładowarka jest na stoliku pod ścianą - oznajmił Liam, próbując się schować pod kołdrą, którą mu zabrałam.

- D-dzięki - wymamrotał Niall, sięgnął po ładowarkę i wpadł na ścianę, próbując opuścić jak najszybciej pokój. 

- Żyjesz? - zapytałam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

- Perrie dzwoniła, że zaraz będzie świąteczne śniadanie gotowe w domu El. Lepiej się pośpieszcie, jeśli chcecie zdążyć - mruknął, wychodząc.

- Spotkamy się z wami w szpitalu, jedzcie bez nas! - zawołałam za nim.

- Szczerze mówiąc, jestem głodny - zaśmiał się Liam.

- Ja też, ale nie narzekam. - Uśmiechnęłam się prowokująco, ukazując kły.

Liam od razu mnie pocałował i pierwszy raz od tylu lat poczułam się w pełni akceptowana.

***

- Hej, wesołych świąt. - Uśmiechnęłam się do wszystkich, którzy przebywali w sali szpitalnej Eleanor.

- Wesołych świąt - odpowiedziała mi Leigh-Anne. 

Zaraz za jej plecami znajdował się Ashton i przez sekundę wydawało mi się, że widziałam zamiast nich Jade i Harry'ego. Coś w ich zachowaniu było łudząco podobne. 

- Znów się szwendaliście gdzieś po nocy? Czy może skakaliście z budynków? - parsknęła Perrie. - Przegapiliście śniadanie.

- Hej, wtedy tylko Angel skakała - sprostował Liam. 

Uderzyłam go w bok, na co syknął z bólu. Ups, wampirza siła.

- Jak Eleanor? Jakakolwiek poprawa? - spytałam, zaglądając w jej kartę, która wisiała na łóżku i ignorując znaczące spojrzenie Nialla.

- Niestety nie. Ale nie jest też gorzej, także chociaż to - westchnęła ciężko pani Kate, która siedziała na krześle najbliżej łóżka.

- Szkoda, że Jade tutaj nie ma - stwierdziłam, wpatrując się w bladą, matową twarz Uzdrowicielki. 

Śpiączka dla Uzdrowiciela wcale nie była dobra. Jeżeli nie obudzi się w przeciągu tego tygodnia, oznaczało by to, że już nigdy nie będzie w stanie. 

- Co masz na myśli? To znaczy, oczywiście, że nam z tego powodu przykro, ale tobie chyba nie o to chodzi, prawda? - dopytywała się Jesy.

- Skrót myślowy, wybaczcie. Pomyślałam, że mogłaby użyć syreniego głosu. Jest tak przenikliwy, że jestem pewna, że obudziłby każdego. - Wzruszyłam ramionami. 

Pani Kate zerwała się z krzesła i spojrzała na mnie w szoku.

- Masz rację. Głos Jade mógłby faktycznie zadziałać - powiedziała, wyglądając jakby analizowała w głowie wszystkie za i przeciw.

- Ale Jade jako Najpiękniejsza może wychodzić z wody tylko w pełnię - przypomniał smutno Niall.

Pani Kate machnęła ręką.

- Głos Najpiękniejszej jest potężniejszy niż myślicie. Słychać go nawet z odległości kilkudziesięciu kilometrów pod wodą, a około ponad dwóch na lądzie.

- Czyli na co jeszcze czekamy? Dzwońmy do Jade! - krzyknął niecierpliwie Louis. 

- Już, już - mruknęła Perrie i trzęsącymi się rękami wybrała numer.

***

***Jade***
- Najpiękniejsza powinna przyjąć oświadczyny - oznajmiła Minister Sprawiedliwości. - To zapewni nam pokój.

- Uważam, że to wcale nie poprawi naszej sytuacji. Staniemy się niewolnicami Wodników w momencie, kiedy król Errdiel otrzyma to, czego chce - stwierdziła Anadyomene.

- Zgadzam się - poparłam ją entuzjastycznie. Nawet nie chciałam myśleć o przyjmowaniu propozycji Errdiela.

- Powinniśmy kontynuować nasze plany odnośnie zasadzki w Kotlinie Wichrów. Mamy coraz mniej czasu na dopracowanie szczegółów - przypomniała inna syrena.

- A gdyby Najpiękniejsza udała, że przyjmuje zaręczyny? Zebrałybyśmy wtedy wszystkich Wodników w Kotlinie, bo ich obowiązkiem jest obecność na ślubie króla, lecz z pewnością na zwykłej koronacji Najpiękniejszej nie pojawią się tak licznie. Nasze szanse znacznie wzrosną, by raz na zawsze zakończyć wojnę - zaproponowała z dumą Minister Sprawiedliwości.

Zdecydowana większość syren poparła żarliwie ten pomysł. Ich wzrok utkwił we mnie, a ja zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Zamurowało mnie.

- Kto jest za tym pomysłem? - spytała Minister, nie zważając na moją odpowiedź.

Niektóre ręce szybciej, inne nieco wolniej uniosły się w górę. Nawet Anadyomene nieśmiało poparła tę inicjatywę. Poczułam ciężar, który niemal przygwoździł mnie do krzesła. Nie mogłam oddychać, a do oczu napłynęły mi łzy.

Uniosłam rękę.

- Wspaniale! Sporządzę list z pozytywną odpowiedzią. Wyślę go jeszcze tego dnia. Zamiast koronacji odbędzie się ślub. Dzisiaj na uroczystym obiedzie ogłosimy zaręczyny - mówiła podekscytowana Minister. - Obradę uważam za zakończoną.

Syreny zaczęły klaskać i skromnie dygać zanim odeszły od stołu. Sala pustoszała, a ja się ciągle nie mogłam ruszyć z miejsca.
Miałam narzeczonego i nie był nim Harry. 
Nawet jeśli była to tylko pułapka, nawet jeśli było to tymczasowe i nieprawdziwe, bolało oraz pozostawiało niesmak.

- Wybacz, Jade. Myślę, że rozumiesz, że nie mamy innego wyjścia. - Anadyomene położyła dłoń na moim ramieniu. - To dla dobra naszego rodu. Musisz się poświęcić jako Najpiękniejsza. Na twoim miejscu zrobiłabym dokładnie to samo.

- Tak. Oczywiście - przytaknęłam, wpatrując się tępo w blat pustego stołu.

- Nie stanie ci się żadna krzywda. Prawdopodobnie nie będziesz nawet musiała widzieć Errdiela przed ślubem - mówiła pocieszająco.

- Prawdopodobnie? - zapytałam podejrzliwie.

Anadyomene westchnęła ciężko, po czym przysiadła na krześle obok mnie.

- Stara tradycja Wodników nakazuje, aby przyszli państwo młodzi razem przymierzali stroje do ślubu. Od kilkudziesięciu lat Wodnicy nie urządzali zbyt hucznych wesel, także jest szansa, że nie będą cię zobowiązywać do tej tradycji. Jednak musisz być przygotowana, jeśli poproszą cię o przymiarkę sukni w obecności Errdiela.

- A gdzie jest haczyk? - Wywróciłam z irytacją oczami.

Zwykłe przymierzanie strojów? Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że nie było w tym nic, czego mogłabym się obawiać. Po Wodnikach już wiedziałam, że można się spodziewać najgorszego, a i ton Anadyomene mi podpowiadał, że coś mroczniejszego się skrywało w jej słowach.

- Haczyk jest do zniesienia - stwierdziła, patrząc mi prosto w oczy.

Jej mina przypominała mi tą dawną władczynię, kiedy była jeszcze pozbawiona emocji. Obojętna, chłodna, niczym wykuta z kamienia.

- To dlaczego mi od razu nie powiesz, o co chodzi? - Wstałam z miejsca, nie mogąc dłużej siedzieć i nic nie robić.

Ruszyłam w stronę wyjścia, a Anadyomene stąpała mi po piętach.

- To przyszły małżonek wybiera krój oraz kształt sukienki. Ty nie masz nic do powiedzenia w tym temacie - poinformowała mnie.

- I to tyle? - parsknęłam.

- W czasie całego procesu szycia, para wymienia się nawzajem zapewnieniami o wiecznej miłości.

Zwolniłam kroku. Znów robiło mi się niedobrze.

- Dam radę. Tylko dopracujcie nasz plan tak, abyśmy były przygotowane na każdą możliwą sytuację. - Spojrzałam Anadyomene twardo w oczy.

- Oczywiście, Jaśnie Pani. - Ukłoniła się. Już miała odejść, ale odwróciła się w moją stronę. - Wiedziałam, że gdzieś tam w głębi kryje się w tobie prawdziwa syrena.

Nim zdążyłam ją zapytać, co to miało znaczyć, znikła za zakrętem. Pokręciłam bezsilnie głową i skierowałam się do swojej komanty. Mimo, iż wiedziałam, że nie będzie tam Harry'ego, miałam cichą nadzieję, że może się myliłam. 
Znów dręczyły mnie mdłości.


***

Nagle usłyszałam ciche brzęczenie telefonu. Odetchnęłam ciężko i wstałam ostrożnie na równe nogi, testując czy mnie uniosą. Spłukałam wodę i ruszyłam w poszukiwaniu komórki. Dopiero po chwili sobie uświadomiłam, że przecież jej nie miałam, zapewne leżała gdzieś na dnie obok tej ogromnej skały, gdzie po raz pierwszy wpadłam do wody. 
Szłam więc za odgłosem klasycznego dzwonka, aż w końcu odkryłam telefon stacjonarny, który się znajdował na komodzie w rogu pokoju. 

- Halo? - Mój głos zabrzmiał jeszcze słabiej niż się spodziewałam. Odchrząknęłam, zebrałam się w sobie i powtórzyłam nieco głośniej. - Halo?

- Jade? - usłyszałam znajomy głos. Łącze jednak było słabe, przez co źle rozpoznałam rozmówcę.

- Jesy?

- Nie, to ja, Perrie. Słyszysz mnie? Mam ważną wiadomość - mówiła.

- O nie, Eleanor...? - urwałam, nie będąc w stanie wypowiedzieć tych słów. 

Poczułam, że supeł w moim żołądku się jeszcze bardziej zacieśla.

- Nie! El żyje. Chciałam powiedzieć, że chyba wiemy, jak ją wybudzić ze śpiączki. Ty to możesz zrobić.

- Ja? - zapytałam, nie dowierzając.

- Tak. Pani Kate mówi, że twój syreni głos jest w stanie dotrzeć do El. Spróbujesz? - Nie byłam pewna, czy dobrze rozumiałam, bo większość wyrazów była zniekształcona.

- Jak? Nie mogę wyjść na ląd, nie ma pełni - zauważyłam ze smutkiem. - Przypłyniecie tu z nią?

- Nie możemy jej odłączyć od aparatury, ale uważamy, że jeśli odpowiednio głośno krzykniesz z morza obok plaży, przy której jest szpital, to powinno wystarczyć. - Mimo wszystkich zakłóceń mogłam usłyszeć nadzieję i radość w jej głosie. 

- Będę za około godzinę. Postarajcie się, aby nie było nikogo na plaży w okolicy, dacie radę to zrobić? - spytałam, zaciskając dłoń w pięść. Paznokcie wbiły mi się w skórę.

- Oczywiście. Czekamy - zawołała radośnie.

- Uściskajcie ją ode mnie, jak się obudzi, dobrze? - poprosiłam, czując łzy na policzku. Starłam je czym prędzej.

- Sama to zrobisz, jasne? Prędzej czy później. Będziemy na ciebie czekać - mówiła z przekonaniem.

Rozłączyłam się i rozejrzałam po pokoju. Jak ja się stąd niepostrzeżenie wydostanę?
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka weszła Nadie.

- Jade? Tak mi przykro, właśnie się dowiedziałam o zaręczynach i... - Nadie podeszła do mnie czym prędzej i objęła.

- Nie mam na to czasu - przerwałam jej. - Z resztą nawet nie chcę o tym słyszeć. Pomożesz mi się stąd wydostać?

- Chcesz uciec? - Odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie z osłupieniem. Widziałam urazę w jej oczach. - Jako Najpiękniejsza twoim obowiązkiem jest...

- Nie będę uciekać. - Ponownie weszłam jej w słowo. - Wiem, sama chciałam być Najpiękniejszą i to są konsekwencje mojej decyzji. Przyjmę je, ale teraz bardzo pilnie muszę się znaleźć obok szpitala. Ponoć krzyk syreny może obudzić Eleanor.

Patrzyłam na nią z nadzieją, gotowa wyciągnąć kolejne argumenty, ale Nadie nawet się nie zastanawiała.

- Chyba wiem, którędy uda nam się niepostrzeżenie wymknąć.
______________________________________________________

Hejka!
Mamy #Langelica ! Mamy #Jadiel ! (hehe) Mamy #Elounor ! (no prawie hehe) x niebijciepls x

Pytanko do Was: wolicie, aby rozdziały były dodawane tak nieregularnie jak teraz, czy określić konkretny dzień tygodnia i co drugi tydzień dodawany będzie wtedy rozdział? Dajcie mi znać!

N.x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy jeden komentarz! To wiele dla mnie znaczy, z całego serca dziękuję wszystkim ♥